Głodna bufetowa w Barcelonie.

Polowanie na fajne jedzenie. Zwłaszcza w mieście, zwłaszcza nieznanym. 
Wyławia bufetowa z tłumu skośnooką parę z foliowymi siatami, z których wystają świeże rybie ogony i egzotyczne owoce. Po krótkiej konwersacji na migi bufetowa ma już cel. Sam się niejako objawił. La Rambla łaskawa dla bufetowej, o jaka łaskawa! Targ rybno/warzywno/owocowo/ ogólnospożywczy. Cud miejskiej natury. W środku tego cudu stoi bufetowa z opadem szczęki. Z transu wyrywa bufetową burczenie w jej własnym brzuchu. Zaczyna krążyć jakby w półśnie. I nagle objawienie. Na tak zwanym szarym końcu mały, czarny kioseczek na kółkach. Japońskie znaczki. Bufetowa głodnym paluchem wskazuje różne pierożki i krewetki i bógwiecojeszcze. Niebo w gębie. Cud kolejny. Z każdym kęsem bufetowa wznosi się na kolejne smakowe wyżyny z japońskiego kiosku. Kolejka rośnie. Żywi ludzie żywo gestykulują. Żywa konwersacja nad nieżywą krewetką. Najpyszniejszą.  

Barcelona, La Rambla, Mercat de La Boqueria.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz